Ilu z Was robi zakupy w marketach? Ręka do góry!
Ciężko mi pisać jedną ręką. Bo tak, biję się w pierś - ja też chodzę z dzieckiem do Biedronki. I choć Ona ten sklep absolutnie uwielbia to nie da się ukryć - w Biedronce nie ma 'klimatu'. Takiego wiecie, z osiedlowych sklepików...
'Sklepy' to jedna z tych pozycji, którą na liście MUST HAVE zapisałam wkrótce po tym jak zobaczyłam ją po raz pierwszy. Być może to z racji sentymentu, bo w czasach kiedy dorastałam 'molochy' nie stały na każdym zakręcie, a co za tym idzie odwiedzałam je niezwykle rzadko. Wycieczka do E'Leclerc była trochę jak wyjazd wakacyjny - związana z nawałem pozytywnych emocji. Bo jak hipermarket to duże zakupy. A jak duże zakupy to coś dla mnie; ubranie, zabawka, jakiś drobiazg...
Od tego czasu trochę się zmieniło. Dzisiaj wycieczki do marketów raz tygodniu są normą. Kupowanie w sklepikach 'pod domem' stało się nieopłacalne, a co za tym idzie - wiele charakterystycznych miejsc, które pamiętamy z dzieciństwa już wiele lat temu zwinęły interes. Dziś na ich miejscach stoją całodobówki i zakłady pogrzebowe.
Spójrzmy prawdzie w oczy - czy na Waszych osiedlach znajdzie się choć jeden sklep rybny? Taki z prawdziwego zdarzenia? U nas nie ma. Podobnie jak sklepu z instrumentami. Do pierwszego papierniczego mamy kilka autobusowych przystanków... Księgarnia? W życiu!
Młode pokolenie pewnie nie do końca zrozumie sentyment do ganiania od sklepiku do sklepiku, podczas gdy wygodniej i szybciej załatwić wszystko w jednym miejscu. No właśnie - szybciej. Kiedyś życie nie przeciekało przez palce, a dni nie uciekały ekspresem jeden za drugim.
Były kwiaciarnie, cukiernie, piekarnie, księgarnie, sklepiki rybne, mięsne, takie z pierdółkami i obuwnicze - każdy z zapachów pamiętam doskonale [choć niejednego pamiętać by się nie chciało ;)].
Do czego dążę - Asia Guszta w 'Sklepach' przywraca im dawną świetność, daje im nowe życie i budzi uśpione wspomnienia nas - dorosłych.
Dzieciom daje możliwość poznania tego, z czym nie obcują na co dzień. Bo o ile wielu z nas wciąż wybiera produkty z zaufanego warzywniaka to raczej nie wstępuje już do każdego przydrożnego sklepiku mówiąc:
Dzień dobry Pani Jadziu, Stasiu, Wandziu.
Jak mija dzień Panie Waldku? Duży ruch dziś macie?
Zniknięcie osiedlowych magicznych sklepików poodsuwało od siebie ludzi, Ci przestali się sobą interesować, dzień dobry mówią bo muszą. Albo nie mówią wcale. Temat rzeka. Wystarczy spojrzeć na nasz Wrocławski Rynek - kiedyś był klimatyczny. Księgarnia stała niemalże na innej księgarni i wciąż miałam dylemat do której wejść najpierw. Dziś Świdnicka to pasmo knajp z nieciekawą historią.
Ilustracje Macieja Błaźniaka to taka 'moja kreska'. Do tego paryski klimat i dbałość o detale - chociażby cena na ostatniej stronie książki. Bezpardonowo to w końcu dzięki okładce zainteresowałam się książką po raz pierwszy.
Temat standardowy, trochę niszowy, a jednak bardzo sentymentalny. Z chęcią wybiorę się w tą podróż again and again wciągając w Nią Oliwię, która chcąc nie chcąc wychowuje się w innym świecie niż ten w którym żyłam ja. Cieszę się, że za pośrednictwem autorów książki mogę pokazać Jej to czego dziś nie ma, a co kiedyś było normą.
Cieszę się jednak, że osiedlowe sklepiki nie wyginęły całkowicie. Do starej cukierni na przykład możemy wstąpić będąc u prababci, a powąchać książki w księgarni - bliżej domu babci.
Owoce i warzywa możemy kupić w warzywniaku i pysznego pączka w piekarni obok naszego domu. Ale mimo wszystko pysznie nie pachnie tak jak kiedyś...
2.jpg)
Ale co by Was tak nie zasłodzić i żeby nam tak cukierkowo na koniec nie zostało to przyznam szczerze - myślałam, że książka będzie nieco... grubsza. Bogatsza w osiedlowe 'perełki' takie jak pasmanteria, drogeria, czy wspomniany już przeze mnie obuwniczy. O wielu sklepach można byłoby napisać i kawał historii o nich odkopać. Dlatego jestem trochę zawiedziona. Ale tylko trochę. ;)
P.S Warto docenić jeszcze ostatni 'niewykończony' sklep - maksymalne pole do wyobraźni dla małego słuchacza.
P.S 2 A wesołą melodyjkę obwieszczającą nadejście Pana z lodami pamiętacie? ;)
Ksiażeczka wygląda bardzo ciekawie! ja z racji tego, że mieszkam na wsi, na co dzień robię zakupy w malutkich, wiejskich sklepikach. :) Do miasta wybieram się raz dwa razy w miesiącu.
OdpowiedzUsuńcudna książka!
OdpowiedzUsuńpamiętam jak ganiałam z każdą złotówką do sklepu na sąsiedniej ulicy po jakąś słodkość
niby w naszej okolicy jest kilka sklepów jest, tylko ceny powalające 6 zł za litr coli... za 100g alami 9.70 ( co daje 97 zł za kologram o.O) CHORE! tak więc bardziej nam się opłaca jechac do biedronki rala czy tesco... no ale inna też sprawa, że Warszawa się ceni :(
Wrocław też. Śmiejemy się, że w naszym sklepie pod domem ceny 'jak nad morzem'. ;)
UsuńKlimat nie wróci, niestety. Świat pędzi i zmierza w takim kierunku - zresztą, tak jest przecież wygodniej. Ja jednak wciąż kupuję owoce i warzywa najchętniej na bazarku albo w warzywniaku, a pieczywo w piekarni i to mi daje namiastkę "dawnego" kupowania.
OdpowiedzUsuńBardzo ładna książka ! I ładna dziewczynka :))
OdpowiedzUsuńhttp://swiatamelki.blogspot.com/