niedziela, 29 grudnia 2013

Kocham - nie piję!

Mój ojciec pił odkąd pamiętam. W alkoholizm [przynajmniej z mojego punktu widzenia] wpadł w czasach kiedy chodziłam do podstawówki. Każda minuta Jego spóźnienia do domu, każda chwila kiedy zastanawiałam się co wydarzy się kiedy w końcu wróci. Czy znowu będzie awantura? Czy sąsiedzi zaalarmują policję? Gdzie będę dziś spać?

Zielony pamiętnik z winogronami, a na nim naklejki Iglesiasa i Westlife.
Rok 1999 - mam dziesięć lat.

'(...)wróciłam do domu i odrobiłam lekcje. Tata był już trochę pijany. Była koleżanka mamy i od tego się zaczęło. Potem przyszedł X i pili z tatą. Później doczepiłam się w słuszności do taty, że za dużo pije i to były moje pierwsze łzy wypłakane do nowego misia Maciusia'.
'(...)nie lubię X, uważam, że za dużo piją z tatą'.
'(...)później przyszedł tato, ledwo co włożył i przekręcił klucz w zamku'.
'(...)o 21:00 zaczęła się awantura. Ciocia 20minut zawiązywała buty i nawet tata ją musiał odprowadzać, bo nie zeszłaby po schodach. Potem kłótnia cały czas i nie wiem co będzie dalej'.
'(...)do końca dnia byłby spokój gdyby tata nie był pijany'.
'(...)tata później poszedł troszulkę podpity szukać pracy. Mama się tak strasznie zdenerwowała, że aż trzęsła się strasznie, później zaczęłyśmy płakać. Kiedy tata wrócił wieczorem tym razem zaczęło się od kolacji. O włos nie doszło do rękoczynów. Tata popchnął mamę, a ona uderzyła się o szafę. Tak wrzeszczeli, raz jedno raz drugie. Wtedy gdy się rozkręcało otworzyłam na oścież okno i krzyknęłam, żeby ludzie słuchali. Wtedy też tata 'wygonił' nas z domu, pojechałyśmy do babci Y i zostałyśmy tam na noc. Mama cały czas płakała'.

Tyle razy błagałam Go, żeby więcej nie pił. Byłam w stanie zrobić wszystko, żeby już więcej nie ujrzeć Go pijanego jak leży na podłodze w kuchni.
Dwa lata jeszcze przed pierwszym otwarciem pamiętnika z winogronami obchodziłam ósme urodziny. Zaprosiłam koleżanki z klasy. Były balony, tort, muzyka. I mój ojciec, który podczas imprezy wtoczył się do domu z kolegą. Jeden zasnął w pozycji siedzącej, drugi leżał na nim. Wszyscy to widzieli, urodziny się skończyły.

Jestem DDA i od jakiegoś czasu cierpię na emetofobię. Nie przeszłam terapii, bo do tej pory uważałam, że nie jest mi ona potrzebna. Wydawało mi się, że jakoś sobie radzę tak naprawdę zmuszając innych do postępowania według moich zasad. Dalej twierdzę, że są absolutnie poprawne i jeśli chodzi o obecność alkoholu w życiu rodziny wszystko powinno wyglądać właśnie tak jak sobie to obmyśliłam. Nie wyobrażam sobie wrócić do domu po spotkaniu towarzyskim, kłaść się obok dziecka, które właśnie się przebudziło i chuchać mu tym wstrętnym alkoholowym smrodem w twarz, nie mówiąc już o spożywaniu alkoholu przy dziecku. Dla mnie widok pijanego rodzica jest podkopaniem jego autorytetu i jeśli miałabym wybierać - czy chcę widzieć swoich rodziców pijanych czy nie odpowiedziałabym, że nie. Nigdy. A widziałam. Nie raz. I niejednokrotnie obwiniałam samą siebie za to, że w domu dzieje się impreza za imprezą. Było mi wstyd.

Wielkimi krokami zbliża się Nowy Rok 2014 być może jest to dobry czas na terapię, czas by porozmawiać o swoim problemie z kimś, kto jako jedyny [mam nadzieję] nie uzna mnie za wariatkę.
Bo jak można traktować poważnie kogoś kto potrafi wymienić wszystkich wymiotujących z którymi obcował? Że ktoś czuł przez to obrzydzenie do bardzo bliskiej osoby i robi wszystko aby taka sytuacja nie miała miejsca po raz kolejny? Jak można zrozumieć kogoś, kto boi się, że zostanie zarzygany przez osobę jadącą za nią w autobusie?
Jedyne co wciąż słyszę to to, że nie mam prawa zabraniać komuś spożywania alkoholu, a rzyganie na dywan, pościel i wszystko wokół to nic innego jak usunięcie z żołądka tego, co mu nie grało - i jest okay.
Druga śpiewka mówi o tym, że sobie wymyślam, z nudów, bo jest mi za dobrze i mam za dużo czasu 'siedząc w domu'.

Długo zastanawiałam się czy opublikować ten wpis. Zrobiłam to nie dlatego, że oczekuję od Was e-współczucia. Zwyczajnie mam dosyć oceniania moich poglądów przez osoby, które nie wiedzą nic o tym co przeżyłam i jakby nie było - przeżywam nadal w formie następstw - nerwicy i lęku, które określane są mianem 'głupich', 'absurdalnych', 'niezrozumiałych'. Przykro mi, że nie rozumie mnie jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Że jest to tak mocno nie do ogarnięcia, że trzeba poświęcać tyle czasu na kłótnie - wciąż o to samo. A to jak wbijanie noża w plecy.
Oliwia nie będzie wychowywała się w domu, w którym jest obecny alkohol. Będzie wiedziała czym on jest i jakie konsekwencje może za sobą nieść. Z pewnością będzie oglądała pijanych ludzi, choćby na ulicy, ale nie w domu.

To, że wychodzę z takiego założenia to nie tylko kwestia DDA i wszystkich nerwic z tym związanych. To chęć stworzenia Jej normalnego domu i dzieciństwa takiego, jakiego sama nie miałam.


Tą notkę napisałam, bo miałam dosyć szydzenia z moich przekonań. Cieszę się, że tak się stało, bo choć wciąż przeżywam wszystko równie mocno co wtedy i popłakałam się jak dziecko pisząc ten post, przestało mnie już obchodzić co myślą inni. Mogę być żałosna. Mam to gdzieś.





'Psy szczekają, karawana jedzie dalej'.

6 komentarzy:

  1. Myślę, że bardzo dobrze, że to napisałaś. Bardzo to smutny post ale wcale nie jesteś żałosna, wręcz przeciwnie, bardzo odważna i szczera. Powodzenia na terapii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że terapia rzeczywiście pomoże i oczysci Cię. Każdy ma swoje przekonania i zasady. ja nie uważam żeby napicie się wieczorem drinka z mezem gdy dzieci spia w swoim pokoju bylo czyms strasznym, ale to dlatego ze nie mam takich doswiadczen i wspomnien jak Ty. w naszym domu odbywaly się czasami imprezy jak w pewnie co drugim polskim domu, ale NIGDY nie bylo zadnych awantur ani jakich kolwiek klotni. Ale znam rodziny z problemem alkocholowym i doskonale Cie rozumiem. Postepuj tak jak Ci podpowiada serce:)

    OdpowiedzUsuń
  3. mało kto mówi o tym publicznie, mało kto zdecydowałby się na opisanie tego - także Gratuluję i życzę siły i wytrwania w swoich postanowieniach - bo dom bez alkoholu to szczęśliwy dom :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam za napisanie tekstu. Ja na podobny nigdy się nie odważę.
    I widzę, że mamy bardzo podobnie. Niestety :((

    Od siebie mogę dodać...nie zbudujesz szczęśliwej rodziny jeśli w 100% nie odetniesz się od dawnych spraw. Niestety. Pomoc terapeuty jest w tym przypadku niezbędna, wiem po swoje. Miałam najgorszy rok w życiu i nie planuję go powtórzyć

    Całuję i trzymam kciuki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. nie jesteś żałosna! bardzo przykre, że bliscy nie rozumieją/nie chcą zrozumieć :*
    u mnie w domu nie było tego problemu, ale pamiętam jedną grubszą imprezę i to było dla mnie straszne, więc nie wyobrażam sobie, co Ty musiałaś przechodzić.
    trzymam kciuki, żeby terapia pomogła, sama decyzja to już wielki krok ku dobremu

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana wiem cos na ten temat. Wiem o czym piszesz i co przechodziłaś. Miałam podobne sytuacje, ale na szczescie wszystko sie zmienilo! Jezeli mialabys ochote porozmawiac o tym odezwij sie :*

    OdpowiedzUsuń