piątek, 6 czerwca 2014

Battery low...

Zdecydowanie i definitywnie ja - mama trzyletniej buntowniczki, potrzebuję urlopu. Nie wiem ile i według jakiego kodeksu mi on przysługuje, ale jedno jest pewne - nie jestem cyborgiem.




W takich sytuacjach moją nieocenioną pomocną 'instytucją' jest teściowa. Mam to szczęście, że zawsze w gotowości do pomocy, staje na wysokości zadania. Mogę się wyspać, spokojnie zjeść śniadanie, słuchać miliona decybeli  swojej ulubionej muzyki, mogę po prostu pobyć SAMA. I choć jak do tej pory nie skorzystałam z tego czasu wolnego na sto procent, to niezmiennie kusi mnie żeby wsiąść do pierwszego lepszego pociągu czy PKSu, założyć na uszy słuchawki i pojechać jak najdalej. Aby po tym czasie wziąć głęboki oddech i pomyśleć: battery charged, można wracać.

Kocham moje dziecko najmocniej na świecie i uwielbiam towarzyszyć Jej na co dzień w poznawaniu świata. Bycie mamą na pełen etat było moim świadomym wyborem, którego absolutnie nigdy nie pożałowałam. Są jednak takie chwile kiedy kończą się pomysły i siły, a jedyne o czym zaczyna się marzyć to wentyl bezpieczeństwa w postaci urlopu.

Nie jestem idealną osobą, ale bardzo staram się być doskonałą mamą. 
Mimo to nie jestem idealna. Bywam zmęczona, czasami czuję się niedoceniona. Bywa, że tracę wszystkie możliwe siły na starcia z Jej buntem.
Czasami obiecuję sobie zbyt wiele. Z wyprzedzeniem wiem co i jak będzie wyglądać, a później nierzadko przychodzą chwile rozczarowania. Za wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, za duże oczekiwania miałam wobec siebie. Trochę trwało zanim dojrzałam do tego aby zrozumieć i wyciągnąć wnioski.
Nie będę oszukiwać, że zawsze, ZAWSZE bez względu na wszystko jestem uśmiechnięta, że nie mam czasami ochoty wyjść razem z drzwiami, albo wystrzelić się w kosmos. Albo chociaż przekazać dziecko w dobre ręce na kilkanaście godzin i odetchnąć powietrzem niezatęchłym codziennością, z pozytywnym efektem dla każdej ze stron.

Z byciem mamą jest jak z procedurami postępowania w przypadku sytuacji awaryjnych, które mogą zaistnieć podczas eksploatacji samolotu. Mocno wbrew matczynemu instynktowi, maskę tlenową w pierwszej kolejności należy założyć sobie, dopiero później dziecku. Jeśli pomylimy kolejność może nie wystarczyć nam czasu na to aby uratować samych siebie.
Kiedyś chciałam uchodzić za osobę, która absolutnie nie potrzebuje niczyjej pomocy. Taką co jedną ręką zmieni pieluchę, a drugą podgrzeje mleko w tym samym czasie. Przekonywałam wszystkich, że jestem zaradna do granic możliwości, bo wychodziłam z założenia, że z nikim nie będzie Jej tak dobrze jak ze mną. Czas zweryfikował te przekonania. Czasami lepiej jest poprosić o pomoc i zwyczajnie przyznać się [!] do tego, że nie jesteśmy robotami. Od tak - dla swojego zdrowia i samopoczucia. W końcu szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko - może to banał, ale nie czcze gadanie.


2 komentarze:

  1. Oczywiście, że potrzebujemy urlopu, odpoczynku! Nie ma w tym nic złego. Grunt, żeby potrafić się do tego przyznać, a nie udawać, że nigdy nie jesteśmy zmęczone o.O
    Ja niestety na swoich teściów nie mogę liczyć :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne foty i cudna Twoja niunia! <3

    PS. Ja nadal jestem typem, który woli wszystko sam. Młody bardzo ale to bardzo żadko zostaje u dziadków. Troche w tym mojej próżności, trochę babci lenistwa do odwiedzn nas. Juz sie naucyzyłam z tym żyć - to najważniejsze ;))

    OdpowiedzUsuń