wtorek, 7 października 2014

Najokrutniejsze show na świecie...

...czyli o tym dlaczego nigdy nie zabiorę swojego dziecka do cyrku.


Nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie
czym kierują się dorosłe, wydawać by się mogło - dojrzałe, odpowiedzialne osoby, idąc do cyrku i płacąc za oglądanie cierpienia zwierząt.
Co kieruje rodzicami, którzy decydują się zabierać swoje dzieci w takie miejsca?


Każdy kto zna mnie choć trochę wie, że daleka jestem od oceniania czyichś metod wychowawczych. Nie muszę zgadzać się ze wszystkimi, a inni nie muszą zgadzać się ze mną. Każdy z nas ma jednak jakąś granicę tolerancji, która w pewnym momencie zostaje przekroczona. Tak też jest w przypadku kiedy czytam Wasze wypowiedzi o tym jak chętnie zabieracie do cyrku swoje dzieci, jakiej rozrywki dostarczają Wam biegające w kółko koniki i lwy siedzące na małych stołeczkach. W tym wypadku po raz pierwszy robię wyjątek i daję sobie prawo do oceny Waszego postępowania drodzy rodzice, opiekunowie, wychowawcy...
Bo najwyraźniej nie zdajecie sobie sprawy, że obserwowanie tresury zwierząt, czyli tego, że nad koniami stoi pan z batem, a lew dźgany jest metalowym szpikulcem - jest szkodliwe społecznie. Zwłaszcza dla dzieci, które od najmłodszych lat uczone są PRZEZ WAS przedmiotowego traktowania i absolutnego braku szacunku wobec zwierząt. Macie nadzieję, że dzieci tego nie widzą? Widzą więcej niż Wam się wydaje. A co jeśli dziecko zapyta dlaczego ten pan bije misia? Wytłumaczycie Mu, że cierpienie tego zwierzęcia to element pokazu, który ma za zadanie dostarczyć Wam rozrywki?
Dlaczego odpieracie od siebie tę myśl? To zwierzę jest bite i zmuszane do niewolniczej 'pracy' dla Was, do warunków życia niezgodnych, ani nawet nie zbliżonym do naturalnych [jak w przypadku ZOO]. Do wiecznej tułaczki w zimnych przyczepach, których wielkość niejednokrotnie nie pozwala na obrócenie się, powodując u niego ciągłe poczucie zagrożenia. Cyrk to miejsce gdzie ludzie w ramach pracy znęcają się nad zwierzętami i nie mówcie mi o żadnych organizacjach, które pilnują porządku, bo żaden tygrys z własnej woli nie przeskoczy przez rozpaloną obręcz. Musi być do tego odpowiednio 'zmotywowany', niestety cieleśnie. Nie zastanawia Was dlaczego te zwierzęta są takie płochliwe? Dlaczego kulą się na każde podniesienie ręki? Dlaczego niedźwiedzie mają strupy na nosie i ślady wielokrotnych złamań? Jesteście na widowni - za daleko. Fizycznie i emocjonalnie.

Nie jestem żadnym eko maniakiem i nie podejmuję tego tematu, bo jest 'na czasie'. Poziom Waszej nieświadomości i arogancji smuci mnie już od lat. 
Istnieje prawdopodobieństwo, że po publikacji tego postu, wielu z Was odejdzie. Rozumiem to, bo prawda często bywa dla nas niewygodna. Nie dbam o to, bo jeśli dzięki temu wpisowi choć jedna rodzina zaprzestanie uczęszczania w tego typu eventach - to ma sens.

Jestem odpowiedzialnym i świadomym rodzicem, dla którego każde wyjście z dzieckiem to szansa na wspólne odkrycie czegoś nowego. Dopóty dopóki w cyrku będą występować zwierzęta, nie będę widziała w nim nic atrakcyjnego i pożytecznego, dlatego moje dziecko tam nie pójdzie. Nie ze mną. Jeśli będzie nalegać - pozwolę, uprzednio tłumacząc Jej to co w swoim wieku wiedzieć powinna. Naprawdę dziwi mnie i mierzi zarazem to, że odnajdujecie radość w takim sposobie spędzania czasu, że nie przeszkadza Wam to, że Wasze dzieci patrzą na krzywdę tych zwierząt.
Nie mogę się z tym pogodzić.

8 komentarzy:

  1. Nigdy w ten sposób nie myślałam ale masz racje.Czytając Twój wpis czuje gniew na tych ludzi i wiem że nie zabiore mojej małej do cyrku.Czytam Cie regularnie i bardzo sobie chwale Twoje podejście do życia.Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem wpisu! Świetnie, że uświadamiasz ludzi, którzy zabierają dzieci do cyrku.

    OdpowiedzUsuń
  3. nigdy nie byłam w cyrku moje dzieci tez nie

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja byłam w cyrku z Alą dwukrotnie.
    Na jednym seansie nie było w ogóle zwierząt a na drugim były psy i smakołyki w kieszeni tresera,żadnego bata.Mnie się wydaje,że tak jak świat ewoluuje tak zmieniają się standardy również w cyrkach.Nie spotkałam się,przynajmniej,u nas w mieście z innymi zwierzakami choć faktycznie pamiętam czasy lwów czy wielbłądów lub niedźwiedzi ale sama mam zupełnie inne wspomnienia związane z cyrkiem.
    Jako dziecko byłam raz,może dwa i pamiętam tylko kupę radochy.Może trafialam do zupełnie innych cyrków,nie wiem.Wolę myśleć,że faktycznie tak było.
    Twój pogląd szanuję i mimo,że mam inne doświadczenia wcale nie zamierzam przestać do Ciebie wpadać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby do Wrocławia zawitał cyrk bez zwierząt - wybrałabym się z dzieckiem, nawet z chęcią.
      Niestety moje miasto odwiedzają wyłącznie cyrki ze zwierzętami.
      Zapraszam do poczytania Minimków, oni byli ostatnio w cyrku, który ja mijałam jadąc autem.
      http://minimki.pl/lifestyle/magia-cyrku/
      Nic się nie zmieniło...

      Usuń
  5. Właśnie też teraz stoję przed dylematem pójścia do cyrku czy też nie! Ignaś bardzo by chciał, a ja mam obiekcje! Właśnie z tych powodów o których mówisz w poście. Ciężka sprawa, bo zdaję sobie sprawę z tego jak wygląda tresura, że dla tych zwierząt występy to wątpliwa przyjemność, a jednak cyrk to nieodzowny element dzieciństwa! No przyznać się, kto za dzieciaka nie był w cyrku??? A idąc za ciosem, to zoo też nie jest fajne! Bo zwierzęta nie są w naturalnym środowisku - usprawiedliwiam posianie tych, które na wolności by nie przeżyły - trzymane w za małych klatkach/wybiegach, samotne. Wystarczy przypomnieć sobie smutnego misia polarnego z warszawskiego zoo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego kto zajmuje się ZOO. W naszym wrocławskim za czasów Gucwińskiego działy się dantejskie sceny. Teraz w porównaniu do tego co było wcześniej jest duży progres.
      Zwierzęta nie żyją w środowisku naturalnym, ale nie są do niczego zmuszane i bite. O ile mają zapewnione godziwe warunku choć zbliżone do naturalnych to nie mam uwag. Uważam, że nie ma porównania.
      A jeśli bardzo chcesz iść z Ignasiem do cyrku, wybierz takie bez zwierząt. Do mojego miasta niestety póki co takowe nie zajeżdżają, ale będę mieć to na uwadze i jeśli się zjawią to też chętnie zabiorę Oliwię.
      A co do dzieciństwa - ja byłam w cyrku raz, z koleżanką mojej mamy. Więcej razy nie poszłam, bo byłam bardzo empatycznym dzieckiem z szeroko otwartymi oczyma. Moje dziecko też jest wrażliwe, ale nawet gdyby nie było - NIGDY nie zapłaciłabym złamanego grosza za oglądanie czyjejś krzywdy. A darmowe bilety leżące gdzieś na ladach sklepowych - drę.

      Usuń